Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/120

Ta strona została przepisana.

— Mam nadzieję, że mi nie odmówisz tej koleżeńskiej przysługi — dodał tu chodzi nietylko o mój osobisty honor, ale i o godność prasy, do której obaj należymy.
Nie było przecież na to dwóch odpowiedzi; podałem mu rękę na zgodę i spytałem:
— Któż będzie drugim świadkiem?
— Admirał; on do tego jedyny, ma praktykę i poprowadzi wszystko, jak należy. Napisałem już do niego jednocześnie z listem do ciebie. Prosiłem go, iżby cię jutro o dziewiątej odwiedził i postarał się o pistolety.
Admirałem był jeden z naszych starszych kolegów, poczciwy Pukalski, setny chłop do wypitki i do wybitki, do tańca i różańca, gotowy dla każdej dobrej sprawy pójść w ogień i rąbać się za siebie i za wszystkich przy nadarzonej okazyi, byle honor był ocalony.
Przezwaliśmy go Admirałem, bo miał pretensyę znać się na marynarce lepiej od Nelsona, Tegetthofa i wszystkich dawniejszych i współczesnych dowódców floty, choć nigdy w życiu nie był na pełnem morzu i nie widział nawet żadnej większej eskadry.Marzył o tem, żeby zostać kapitanem okrętu i wziąć choć raz udział w jakiej bitwie morskiej, a wtedy pokazałby światu, co potrafi.
Miał małego „kręćka “ na tym punkcie, choć człowiekiem był wykształconym, wytrawnym dziennikarzem i jednym z najmilszych towarzyszy w przyjacielskiem kółku.
Pozwolił nam nawet żartować z tej swojej słabostki, której nikt z nas nie brał na seryo, a do któ-