Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

pego pinczera, z którym zdawał się pozostawać w najlepszej zgodzie.
W oknach otwartych stały doniczki z myrtem i geranium, wisiały klatki pełne szczygłów i kanarków, ćwierkających zapamiętale, bieliły się nawet firanki, z po za których zdawało mi się dostrzegać ciekawe twarze kobiece.
Z wnętrza domu dochodził płacz dziecka i okropnie fałszywy głos piastunki, śpiewającej mu do snu.
Wszystko sprawiało wrażenie podmiejskiego zacisza, zagospodarowania i prostoty.
Na tem tle dwie nasze sztywne, milczące i wyczekujące figury wydawały mi się jakimś dziwnym kontrastem, który odbijał od całego otoczenia.
W czarnych tużurkach i cylindrach wyglądaliśmy, jak dwaj karawaniarze, którzy wnosili tu grozę i ponury nastrój prawdziwych „posłów śmierci.“
Nie wiem czemu, ale czułem, żeśmy tu byli jakby intruzami, zupełnie nie na swojem miejscu; pomimo całej powagi naszej misyi, śmiać mi się chciało z fizyognomii Admirała, niezwykle uroczystej, na marszczonej, pochmurnej i urzędowej. Stał z wielką godnością, oparty na lasce, i rękę trzymał założoną za klapę surduta z miną prokuratora, który za chwilę ma rozpocząć mowę oskarżającą.
Pan Ignac jakoś nie przychodził; tę ostatnią furę musieli chyba przeładowywać, albo też nie spieszył się wcale do załatwienia sprawy honorowej, którą mu chłopak zapowiedział.
— Może panowie pozwolą do pokoju? — odezwał się nagle za nami miękki, uprzejmy, jakby pokorny głos kobiecy; we drzwiach dworku stanęła sta-