Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/136

Ta strona została skorygowana.

ruszka nizka, szczupła, zawiędła, w czarnym czepeczku ze szlarkami, ubrana z mieszczańska, ale przy fartuchu gospodarskim, pod którym ukrywała obie ręce, zwyczajem miejskich kumoszek.
— Panowie do Ignaca, czy do Pawełka? — spytała.
— Do obu — odpowiedział jej krótko i stanowczo Pukalski, uchylając z lekka kapelusza.
— Do obu? — powtórzyła ze zdziwieniem i jakiś wyraz zafrasowania odbił się w jej ciemnych, zapadłych oczach; siliła się widocznie odgadnąć cel tak niezwykłych odwiedzin i mierzyła nas zakłopotanym wzrokiem.
— Ignaca ino co nie widać, a Pawełek pewnie przy piecach-mówiła, schylając przy każdym wyrazie głowę, jakby nas ukłonami witać chciała;-niech panowie pozwolą do pokoju! Na słońcu to nieprzyjemnie... Ja zaraz poślę po starszego syna. Janek!...Janek!...
I podreptała przez sień na drugą stronę domu, jak stara kokoszka za pisklętami.
Z bocznego okna wyjrzała główka młodej dziewczyny w perkalowej bluzce i duże, czarne oczy, z poza myrtów i klatek błysnęły ku nam ciekawie, a przez drzwi wychyliła się jeszcze jakaś postać kobiety dwudziestokilkoletniej, przystojnej i zażywnej.
— Baby w domu! — szepnął do mnie pod wąsem Admirał;-nie lubię tego!
Skrzywił się i dolną wargę wydął, pokiwał głową, spojrzał na zegarek i rzekł:
— Jeszcze dwie minuty, a...
Nie dokończył jednak, bo w tej chwili, jakby