Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/143

Ta strona została przepisana.

I jak tu było żądać zadosyćuczynienia od tego pana Ignacego Bielaka, który zrobił skandal naszemu koledze i przyjacielowi, głośny już zapewne w tej chwili w całem mieście i objaśniany najopaczniejszemi może domysłami i dodatkami?!...
Położenie Dryziewicza było fatalne; odczuwaliśmy to obaj, jako sekundanci, i rozumieli, że gdyby go ten pan Ignac ubił na miejscu, albo wprost zamordował, nie dopuściwszy nawet do strzału, to mniejby go jeszcze pokrzywdził, aniżeli upokorzywszy tak bardzo w opinii publicznej, bez możności poszukania sobie za to satysfakcyi.
Wiedzieliśmy, jak to wyzyska „konkurencya“, jak przekręci złośliwość ludzka, jak skorzystają z tego przeciwnicy; rozmaże się to, rozbabrze na plotkarskich językach, jeżeli plama będzie musiała zostać niewywabioną.
Pukalski też uprojektował sobie za jakąbądź cenę doprowadzić do pojedynku.
— Więc to znaczy — odezwał się do Bielaka — że pan się bić nie myśli?
— Owszem, panie, na kułaki!...
— Pan daruje, ale takie żarty są niestosowne — zwrócił mu uwagę urażony Admirał. — Krótko mówiąc, pan odmawia pojedynku?
— To się rozumie... ja się tam w pojedynki żadne nie bawię.
— I nie stanie pan panu Dryziewiczowi?
— Nie.
— Ani żadnemu z nas według przyjętego zwyczaju?