Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/149

Ta strona została przepisana.

w pełne płuca, odetchnął głęboko, zęby zaciął, tużurek znów zapiął na wszystkie guziki i jakimś grobowym głosem wyrzekł:
— Zatem piszmy protokuł...
Przeciągnął wąsy po palcu, oczy zmrużył i mierząc Bielaka od stóp do głowy, odezwał się tonem tak lekceważącym, że kogo innego byłby nim rozgniótł na miazgę:
— Wolisz pan tedy, panie szlachcicu, na infamię się narazić?.. Myślałem, że i pomiędzy ceglarzami są ludzie honoru, ale widocznie się pomyliłem.
— Jak się panu podoba! — mruknął pod nosem Bielak i wzruszył ramionami na znak, że go to mało obchodzi.
— Napadać, rozbijać po nocy, to mają odwagę — ciągnął dalej Pukalski — ale stanąć oko w oko na placu, to tchórzą! Masz słuszność, panie Bielak, że z takimi ludźmi tylko sądy mogą się rozprawiać.
Ostatni ten pocisk był dobrze wymierzony, bo nawet gruboskórny pan Ignac poczuł go i zmieszał się; zrobił nawet ruch, który mi się bardzo podejrzanym wydał, wobec poprzedniego oświadczenia, że„honor swój w garści nosi.“
Ale w tej samej chwili z bocznych drzwi odezwał się głos:
— Przepraszam panów, ja się będę bił!...
Do pokoju wszedł szybko młody człowiek wysoki, chudy, o twarzy ściągłej, zaledwie zarostem pokrytej, przystojny, a blady, jak ściana; usta mu drżały, ciemne, głębokie oczy miały wyraz smutnej jakiejś determinacyi, długie włosy spadały nieco na czoło szerokie i inteligentne.