Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/155

Ta strona została skorygowana.

amazonki, która przed niedawnem zachęcała tak gorąco szwagra do przyjęcia wyzwania.
Wtargnęły do pokoju wzburzone, oczy i policzki im pałały, piersi podnosiły się szybkim oddechem, ręce gestykulowały, a oczy pełne były wyrzutów, zwróconych ku nam:
— A, proszę panów, to nieładnie, to się nie godzi!... to przecież obraza Pana Boga!... Panowie przychodzą do uczciwych ludzi, nie do żadnych pogan, i namawiają mi synów do złego, a panowie wiedzą, że to grzech i chcą, żeby mój syn duszę splamił na wieki wieków?... Panowie nie chcą księdza dopuścić do tego, a podmawiają młodego chłopca na zabijanie?.. To przecież kryminał! — wołała stara ze łzami w oczach, a synowa pomagała jej jednocześnie:
— Do czego to podobne?.. panowie nie mają Boga w sercu przychodzić z taką propozycyą i zabierać mi męża!..: Moje dziecko nie może mi zostać sierotą!... Co jabym potem nieszczęśliwa zrobiła, żeby mi Ignasia zastrzelili?.. Albo żeby, broń Boże, on jeszcze kogo uśmiercił?!... Mój mąż nie jest żaden kryminalista. Co panowie sobie myślą?!...
Zalewała się łzami i ocierała je dłonią, rzucając spojrzenia pełne urazy i żalu.
Najmłodsza ręce skrzyżowała na piersiach, oparła się o futrynę drzwi i milczała, ale miała brwi groźnie ściągnięte i mierzyła nas surowym wzrokiem, potem podeszła do Pawełka, wzięła go za szyję i pociągnąwszy w kąt, zaczęła mu coś szeptać do ucha i przekładać, przytupując przytem nóżką, jak młody konik.