Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/157

Ta strona została skorygowana.

Rozpłakała się z wielkiego wzruszenia na samą myśl niebezpieczeństwa, jakie groziło jej synowi.
— Droga pani — próbowałem jej wytłómaczyć pani, jako matka, rozumuje po kobiecemu. Syn pani wyrządził dużą krzywdę panu Dryziewiczowi, zhańbił go publicznie, więc powinien za to być odpowiedzialnym. Kobiety na takich rzeczach się nie rozumieją. My nie przychodzimy podmawiać pani syna do żadnego przestępstwa, tylko żądamy od niego honorowej satysfakcyi, bo go właśnie za honorowego człowieka uważamy. To już jest taki zwyczaj!... Kiedy się dwóch parobków pobije, to idą do cyrkułu, ale kiedy się zapomni człowiek lepszego stanu, to musi przed innym sądem, przed sądem opinii publicznej zdawać z tego sprawę.
Słuchała mnie z uwagą i musiałem moim spokojem i wyrozumiałością wzbudzić w niej więcej zaufania, bo rzekła:
— Ja się tam, proszę pana, na takich rzeczach nie znam, ale wiem, że co jest obrazą Boską, tego uczciwy i honorowy człowiek robić nie powinien. Pan ma racyę, że Ignac nieładnie sobie postąpił, — kiedy poszedł bić, ale po co to zaraz drukować takie rzeczy?...
— Alboż to nie była prawda? — zagadnąłem ją.
Spuściła oczy i ręce załamała z wyrazem głębokiego frasunku; głowa się jej trząść zaczęła i twarz skurczyła bolesnym grymasem.
— Żeby pan wiedział... żeby pan wiedział... — szeptała przerywanym głosem z jakąś cichą, tłumioną boleścią, która ją nurtowałała — ach, mój Boże, mój Boże!... no, pewnie, że prawda, ale dlaczego?...