Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/16

Ta strona została skorygowana.

którą dostawał co wieczór — czy z przyzwyczajenia. Przychodził, opowiadał, myszkował, przynosił rozmaite nowinki miejskie, dowcipy, zwierzał się ze swych przygód, radził co do przyszłości.
— Nie wiem, co zrobić z sobą — mówił, kiedyśmy się już lepiej poznali — już mi się takie życie przykrzeć zaczyna. Kwiatów kupować nie chcą, zajęcia człowiek niema, od znajomych też nic nie dostaję teraz, człowiek taki po tym bruku chodzi, jak pies zgubiony. Wie pan co?.. zostanę artystą!
— Jakim?
— A ot, znam tu jednego rzeźbiarza, któremu glinę rozcierałem w przeszłym roku, w pracowni na Kleparzu; pójdę do niego na naukę.
— Alboż ty wiesz, co to jest artysta?
— Czemużby nie? — cóż to, czy ja już jednego artystę znałem! — odrzekł z podrażnioną ambicyą, — Musi pan wiedzieć, że mnie już nawet malowano na obrazię, pozowałem kilku panom w szkole.
— Ale aby zostać artystą, trzeba coś umieć, trzeba się uczyć.
— Panie, nic wierz pan temu — przerwał mi, robiąc lekceważący ruch ręką — czy pan myśli, że oni się dużo uczyli, przecież ja chodzę do nich, to wiem, co oni umią... Zresztą, ja już mam w sobie coś takiego od urodzenia, że co zobaczę, to potrafię zrobić. Ja prawie nigdy czytać się z książki nie uczyłem, tylko ot tak — nie było co robić, to. usiadłem gdzie przed domem i patrzę na szyldy, widzę na ten przykład kawiarnia — to sobie rozbieram po literze K, A, W i tak dalej. Innym razem znowu, bywało zedrę afisz z jakiej kamienicy i szukam