traktując go z coraz większą poufałością i nadając sobie coraz więcej przewagi nad swojem otoczeniem. — Masz, panie Ignacy, swego brata, który tu stoi i nic nie mówi, ale z którego twarzy widzę, że podziela moje zdanie. Szlachetny młodzieniec! Powiem panu, panie Pawełku, że mi się pan bardzo podobałeś!... Zuch chłop!... takich lubię!...„Przepraszam panów, ja się będę bił!“ O, widzicie, to się nazywa po rycersku, Szanuję pana, panie Pawle i podaję panu rękę, ale zawsze, jako człowiek prywatny, bo jako sekundant nie powinienem z panami nawet dwóch słów więcej zamienić. Jednak po tem, coście mi opowiedzieli, to widzę, że ten wasz stary, to jakaś okrutna kanalia!... No, daj pokój, mój panie Ignacy, daj pokój, kanalia jest!... Niech was to nie obraża, moi drodzy, ale mówię, że jest kanalia, bo w ten sposób własnych dzieci się nie kompromituje.
Słuchałem tego wszystkiego zdumiony, podziwiając Admirała z jegowy mową, jego grą fizyognomii, przybierającej naprzemian to wyraz surowej godności, to dobrodusznej poufałości, to napuszonej pewności siebie, z jaką zalewał ich potokami frazesów, zapominając coraz bardziej o swojej roli sekundanta.
Wrażliwa jego i w gruncie miękka natura, pomimo pozorów niewzruszonego hartu i srogości, wypadła z równowagi pod wpływem wysłuchanej tajemnicy rodzinnej, którą przed nim odsłonili Bielakowie, podczas tego, gdy mi jednocześnie stara robiła swoje zwierzenia.
Przejednały go łzy pani Ignacowej i ładna twarzyczka jej młodszej siostry, która z zachmurzonej Junony stała się teraz uśmiechniętym Chochlikiem
Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/162
Ta strona została skorygowana.