Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/164

Ta strona została przepisana.

Pukalski — słyszałeś?... Tu paskudne komplikacyje zachodzą. Ten stary Bielak ich urządził!...
— Wiem, wiem — przerwałem mu — z tem wszystkiem trzeba jakoś złe naprawić, Dryziewiczowi należy się jakieś zadosyćuczynienie.
— A to się rozumie!
Przytwierdził żywo, ale czoło zmarszczył, nie znajdując widocznie żadnego wyjścia.
— Ja myślę, że... że trzeba będzie... Jak uważasz?... — mówił, patrząc mi badawczo w oczy — cóż byś ty proponował?...
Milczałem, namyślając się, bo wobec zaszłych okoliczności, nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
Wyręczyła mnie jednak stara Bielakowa, zabierając nieśmiało głos:
— Ja myślę, proszę panów, że skoro Ignac nie jest w porządku i kiedy zrobił taki wstyd temu panu z gazety, to... to możeby..
— Cóż matka myśli? — zagadnął ją niespokojnie starszy syn, ożywiwszy się nagle.
— Ja myślę, moje dziecko, żeś powinien pójść i pięknie przeprosić pana, i ty, i Pawełek. Na mój głupi rozum, to tylko tak trzebaby zrobić.
— Przeprosić?!...
Zerwał się i poczerwieniał tak, że mu omal krew z policzków nie trysnęła.
Pawełek tylko zachrząknął, jakby go co w gardle zadławiło, i przestąpił z nogi na nogę.
— Przeprosić?... — powtórzył starszy Bielak i jąkając się zmieszany, mówił — nie... to... to... to ja już wolę... to ja nie...