Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/166

Ta strona została przepisana.

Jedna Bielakowa nie dawała za wygranę.
— A proszę pana — zaczęła znów po namyśle — kiedy trzeba coś dla świata zrobić, to niechby może syn dał... dziesięć, choćby piętnaście fur cegły na kościół, co się teraz buduje. Zawsze to ofiara dla Pana Boga i pożytek dla ludzi. Przecież, żeby go nawet w sądzie skazali, to więcej nie każą zapłacić, a mnie się widzi, że tu nie o pieniądze chodzi, tylko o dobrą wolę. Cóż ty Ignac na to?
Spojrzałem na starą z szacunkiem i podziwem dla jej pomysłowości w rozwiązywaniu „spraw honorowych“ na gruncie jej ograniczonych, ale praktycznych pojęć.
— Tak, tak — doradzała coraz gorliwiej i z coraz większem przejęciem, widząc, że projekt jej nie wywołał opozycyi — będzie i wilk syty, i koza. Przeprosisz Ignac i dasz piętnaście fur cegły na kościół. Niech będzie i dla ludzi, i dla Pana Boga.
Synowie pospuszczali głowy i przyglądali się z zakłopotaniem swoim butom.
— A no... chyba... dziesięć fur byłoby dosyć!szepnął tylko Ignac, próbując wytargować coś u matki, która zamknęła mu usta słowami:
— Wstydź się!... będziesz Panu Bogu trochę gliny żałował?...

∗             ∗

Około południa powracaliśmy z Admirałem od Bielaków w dziwnem usposobieniu; kareta podskakiwała po nierównym bruku, konie parskały, nadychawszy się świeżego powietrza za rogatkami, słońce przypiekało, duszno nam było obu.