Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

co mi tam!,.. jak się przyczepił. tak się też i odczepi. Będę miał naukę, aby się zbytnio nie kierować uczuciem.
Przypuszczenia moje sprawdziły się wkrótce. Pewnego razu miałem ochotę pyknąć sobie fajeczkę przy czytaniu ostatnich wiadomości politycznych o właśnie co wybuchłej wojnie na wschodzie — szukam fajki, niema. Przewróciłem wszystko do góry nogami w pokoju — nic, nigdzie — rozstąp się ziemio, fajka zginęła, a z nią i Teodorek. Minął jeden dzień, drugi, trzeci — tydzień, miesiąc, ani znaku.
Chłopak zginął, jak fajka — fajka, jak kamfora.
Nie ulegało wątpliwości, że zniknęli oboje razem jednocześnie. Z początku gniewała mnie ta sprawa, potem niepokoiła; Dudy ani dopaść nigdzie, ani dowiedzieć się o nim nie mogłem.
Wpadł, jak kamień w wodę.
I wierz tu ludziom i przeczuciom! — kłamią, kłamią najczęściej. Po kilku miesiącach, zajęty egzaminami, doktoratem — zapomniałem o fajce i Teodorku. Losy łaskawsze nastały — ze studenta medycyny zostałem wreszcie panem na swoim chlebie; urojona, wyśniona, wymarzona przyszłość, była tuż tuż, tuż przedemną. Potrzebowałem tylko kilku pacyentów dziennie i małego fundusiku na spłacenie akademickich długów i urządzenie mieszkania.
— Jedź pan na pole walki — radził mi jeden ze znajomych. — w pańskim wieku to praktyka korzystna, płacą dobrze, świata się kawał zobaczy, dla chirurga sposobność doskonała.
— Ha!... może też i tak zrobię — myślałem, rojąc dalsze kombinacye, na podstawie tego projektu, ale