Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

wykręcać automatycznie głowę na komendę links — schaut, rechts-schaut! i salutować z nabożną miną wszystkim stworzeniom Bożym, noszącym na kołnierzu więcej niż jedną gwiazdkę.
Przybył mi wówczas do nazwiska poczciwych przodków moich pierwszy zaszczytny tytuł w życiu: K. k. einjährig Freiwilliger der k. k. oesterreich-ungarischen Armee; krócej nazywano mnie „roczniakiem,“ co było wprawdzie łatwiejszem do wymówienia, ale mniej zaszczytnem, ze względu na wspólność tego tytułu z rocznemi cielętami i źrebcami, które nie były k.k., ale nie potrzebowały się uczyć marszu musztry na dziedzińcu „kasarni“ mojego pułku.
Mój Boże, myślałem sobie nieraz, stojąc w szeregu wyciągnięty, jak struna, wpatrzony w pana kapitana, jak w źródło wszelkiej mądrości cywilnej i wojskowej, jak w tęczę władzy, która jednym wyrazem: nieder! może powalić czterdziestu dwóch ludzi plackiem na ziemię, a jednem: auf! podnieść ich znów z kurzu i błota; — mój Boże, myślałem, takie roczne źrebię to przecież ma lepiej ode mnie, jednorocznego ochotnika, bo mu nie każą godzinami całemi z wywalonym językiem pędzić po błoniach i wertepach, dźwigać kilkunastofuntowego karabina na lewem ramieniu, tornistra na plecach i szynelu, jak boa zwiniętego w wałek przez plecy, bo nie potrzebuje słuchać komendy i bać się pana kaprala Cisa, jak ognia piekielnego.
Ba, ale źrebię, choćby nie wiem jakiej rasy, nie może zostać oficerem austryackim, a mnie ta piękna nadzieja uśmiechała się w przyszłości, nota bene po złożeniu egzaminu z jakich dwudziestu przedmiotów