Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/39

Ta strona została skorygowana.

ry był alfą i omegą jego pojęć, zasad, przekonań i inteligencyi.
Kapral Cis, to duży ołowiany żołnierz na wzór tych, którymi w dzieciństwie bawiliśmy się niegdyś; to już nie człowiek, tylko automat z karabinem w ręku.
O ludzkich uczuciach, o delikatniejszych porywach serca, o szlachetniejszych instynktach — ani mowy!...
Ba!.. Otóż nieprawda; pomyliliśmy się wszyscy — kapral Cis był takim człowiekiem, jak my, a może i lepszym od wielu. Tak jest, przekonała mnie o tem... gęś, zwyczajna, duża, biała, gęgająca gęś, przekonała w lat kilka po rozstaniu się z wojskiem, ze służbą wojskową, z panem kapitanem, wiecznie zachmurzonym i klnącym, z Bobakiem, który się spił, jak Bela, z żalu przy pożegnaniu z mojemi butami, z karabinem, bębnem, kantyną i koszarami.
Kapral Cis zrehabilitował przedemną swoje człowieczeństwo.
Ale pozwólcie mi nie uprzedzać wypadków i do tej gęsi, pieczonej tak długo w tytule przy ogniu waszej ciekawości, dojść miarowym krokiem.
Bóg widział; ile bezsennych nocy spędziliśmy przed owym fatalnym egzaminem, ślęcząc nad książkami i kajetami, jak nam rycerskie łydki sromotnie drżały, gdyśmy prosto, jak kołki en plaine parade, w kasku na głowie, pozapinani na wszystkie guziki świecące i nie świecące, stawali przed długim stołem w sali egzaminacyjnej, pod rotowym ogniem spojrzeń i zapytań marsowej komisyi.
Jak nakręcone pozytywki, jeden za drugim py-