Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/42

Ta strona została przepisana.

kaprala Cisa, przegryzając razowym komisbrodem — o i jak!
Nic dziwnego, dochodziliśmy do antropofagii ze złości.
Poczekaj ty Cisu, damy my tobie po egzaminach!..
Ba, otóż to, żeśmy mu nic nie dali, bo na trzy dni przed końcem roku zabrali nam kaprala im Sturmschritt.
Bobak tylko, który wszystko wiedział, co się „regimentu“ tyczyło — powiedział nam, że go na własne żądanie „przetransferowali“ do innej kompanii na instruktora w kadeckiej szkole.
Zniknął nam z oczu, jak kamfora, przeczuwając spisek męczonych swych ofiar; jego szczęście, bo inaczej — no!...
Nie mogłem mu zapomnieć nigdy pogardliwego uśmiechu, z jakim patrzył na mnie, gdym razem z kolegami ważył się na wadze od siana w wojskowym magazynie; alboż to moja wina, że razem z bagnetem, butami i czapką, cała moja c. k. wielkość ważyła tylko sto cztery funty!.
Cis splunął, odwrócił się odemnie, jakby mu widok mej lekkości wstrętnym był i rzekł:
— To mi wojak! dobry cielok więcej waży.
No i powiedzcie, jak ja miałem mieć sympatyę dla człowieka, który w ten sposób upokarzał moje 104 funty!...
Wprawdzie sto-cztero-funtowy żołnierz sammt Stiefel und Boyonnet nie mógł imponować góralowi z pod Nowego Targu, który jedną ręką podnosił cały karabin z bagnetem i to od cieńszego końca, nie poczerwieniawszy nawet z natężenia.