Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/48

Ta strona została przepisana.

łaskawy los zrobił, bo ostatecznie i ja byłem żołnierzem i mnie należało wybrać się z nimi na wspólną dolę i niedolę.
Wtem uczułem na ramieniu rękę... patrzę i oczom trudno mi uwierzyć.
W mundurze zapiętym pod szyję, obładowany jak prawdziwy Kameel, uśmiechnięty — zgadnijcie kto? wita się ze mną... Stefek.
A ty tu co? — pytam zdziwiony.
A jak widzisz, idę okupować Bośnię.
Bój się Boga, człowieku — więc się nie wykręciłeś?
— Nie chciałem.
— Co?...
— Nie chciałem; przyszła mi fantazya pójść na wojenkę, nudziłem się, będę miał rozrywkę.
Otworzyłem szeroko oczy i usta. Stefek szedł na wojenkę z nudów!... to było nie do uwierzenia.
— Gdzieżeś ty bawił przez te lata? — spytałem znów.
— Wszędzie, byłem nawet w Algierze — odrzekł z miną uśmiechniętą — doktoryat filozofii dyabli wzięli, jak ci może wiadomo. Spalili mnie przy egzaminie, zostało trochę grosza po ojcu, więc się tłukłem po świecie — teraz dobrałem się do płótna w kieszeni, nie było co robić, przypomniałem sobie moję żołnierkę i jak widzisz — bin cingerückt!
Miał tak wesołą, zadowoloną minę, jakby to postanowienie sprawiało mu przyjemność.
— Aleś ty, biedaku, zawsze tylko kapralem? — zauważyłem, spojrzawszy na dwie jego białe sukienne gwiazdki na kołnierzu.