Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/49

Ta strona została przepisana.

— Jakże chcesz, abym awansował przecież dopiero od sześciu tygodni nosze; znów mundur na sobie — odparł, poprawiając tornister na plecach — a z jednorocznej służby wyszedłem niebyt honorowo. Powiadam ci, żaden zawód nie wydawał mi się tak przyjemnym i urozmaiconym, jak wojskowy. Nie poznałbyś dawnego filistra ze szkoły ochotników.Zbudził się we mnie żołnierski duch... zobaczysz, zostanę jeszcze generałem!
— Daj ci Boże, chociaż nadziwić się nie mogę...
— Ba, człowiek jest od tego na świecie, aby się dziwił Panu Bogu — przerwał mi ze zwykłym sobie humorem — ale ja ci tu jeszcze jedną niespodziankę zgotuję. Patrzno tam — dodał, wskazując ręką na lewo, gdzie stał wyprostowany, jak świeca, w nowiutkim z igły mundurze, jakiś oficer, w niebieskich pantalonach, wpuszczonych w cholewy, przepasany żółtą, jedwabną szarfą z dwoma długiemi chwastami, z ręką opartą na nowiutkiej, wypolerowanej szabli, na złoconym rzemieniu.
Wyglądał, jak lalka z wystawy Regimentsschneidra. — Kto to? — zapytałem, nie mogąc rozpoznać w pierwszej chwili twarzy odwróconej z profilu.
— Przypomnij sobie — no, nie poznajesz?
— Cis!... — zawołałem nagle, plaskając w ręce.
— A tak, Herr Lieutenant Cis — potwierdził Stefek — przed trzema dniami zosłał mianowany oficerem.
Gorąco mi się zrobiło ze zdziwienia... Cis oficerem!... Koniec świata. Da hört schon Alles auf!
W gruncie rzeczy nie było w tem nic dziwnego;