Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/60

Ta strona została skorygowana.

z małemi oczkami zmrużonemi, jakby do snu, z tym czarnym świecącym noskiem, na którym uparte muchy siadały latem i zmuszały ją do niecierpliwego prychania.
Bijoux była takim samym włóczęgą psiego rodu jak jej pan pomiędzy ludźmi. Mała, okrągła i opasła suczka, na krótkich nogach, stanowiła jakby złośliwe pendant do olbrzymiego Słonia. Pies zdawał się karykaturą człowieka.
On i ona tworzyli nierozdzielną parę, jakby uplastycznienie kontrastu pod względem rozmiarów, a podobieństwa pod względem zewnętrznego charakteru i fizyognomii.
Godzinami całemi Słoń i Bijoux siedzieli naprzeciw siebie, on na ławce, ona przed nim na ziemi i zdawali się rozmawiać oczyma, jakby wyczekując, kto pierwszy przerwie milczenie. Kiedy pan zasypiał, suczka machinalnie przymykała swe małe oczki, pokryte rudawemi kosmyczkami, i drzemała, jak on, aby instynktownie obudzić się, gdy pan podnosił powieki. Musiało im być dobrze z sobą; między tąludzką a psią egzystencyą wyrobił się z latami stosunek dziwnej wzajemności. Jeżeli w tem grubem, ociężałem cielsku, zatopione w sadle i tłuszczu serce człowieka, biło jeszcze jakiem uczuciem, to biło tylko dla tej małej, kudłatej, brzydkiej i niekształtnej poczwarki psiego rodu...
Kto tam wie, co tak sprzęgło psa z człowiekiem i ze wszystkich nici, jakie ulicznego włóczęgę wiązać musiały kiedyś ze światem, pozostawiło tę jedną tylko nić przywiązania nierozerwaną.
Może simili similis gaudet...