Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/74

Ta strona została przepisana.

która siliła się połykać jak największe kawały — smakuje salceson?.. co?.. Pies Pana Boga nie prosił, a dziewiątka jest!... Aha!... ruhig sitzen, ruhig... schön essen, tak, tak... le neuve, le vint sept... szelma Bijoux, pies Bijoux, kanalia Bijoux!
Po czterech halbach, pięciu jajach i dziesięciu obwarzankach, Słoń wyszedł na ulicę i skierował się ku domowi. Burza ustała zupełnie, księżyc wypłynął na niebo, duży, srebrny, uśmiechnięty, jak wygolona twarz filistra w niedzielę, i przyświecał Słoniowi po drodze. Nawet on zdawał się mu uniżać i zasługiwać teraz, jakby mu zajrzał w kieszeń.
— Szelma księżyc — pochlebca, szelma Bijoux pochlebca, szelma Silbersztein!...
Kiedy się senne trochę Słonisko wsuwało do swojej komórki i omackiem szukało barłogu pod schodami, bila właśnie dziesiąta na ratuszowym zegarze i Jakób z trzaskiem zamykał bramę kamieniczna.
W dziesięć minut potem szczęśliwy właściciel setki zaczął chrapać snem sprawiedliwego, ściskając zawsze kurczowo rękę w kieszeni, a w ręce swój skarb papierowy.
Przed zaśnięciem, głaszcząc zmoczone kudły swojego psa, Słoń wiedział już, na co najpierw użyje jutro swoich skarbów; kupi nowy siennik dla siebie i rogóżkę dla Bijoux, a potem... spyta, co świat kosztuje!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Słońce od kilku godzin dogrzewało już ludziom, a Jakób od kwadransa stał w otwartych drzwiach sypialni. Słonia i klął: