dookoła świata, ale w języku był twardy, jak skała;można go było mieć nawet za niemowę, taki był z natury milczący i ponury
Ale marynarz był dzielny. Ho-ho!... gdzie się tam komu z nim równać! Za młodu dyabła-by się samego nie zląkł, morze było dlań bajurą, na łodzi chciał się we dwóch wybrać do Danii, tylko, że towarzysza godnego siebie nie mógł znaleźć; na Sylcie miał takie poważanie, jak gdyby był przynajmniej admirałem całej floty.
Z wiekiem trochę ociężał, to prawda, ale się trzymał jeszcze krzepko i nie myślał przejść do inwalidów, choć mu kra rękę złamała łońskiego roku, kiedy to przeprawiał się po lodzie, Bóg raczy wiedzieć, który już raz w życiu, powracając ze Szlezwiku.
Licho nadało wtedy wczesną wiosnę i odwilż!...
Przeprawa po lodzie między Syltem a Szlezwikiem przez zamarznięty bród morski groziła niebezpieczeństwem, ale Taam się uparł; z Wulfem Bohnem i dwoma synami odbył tę drogę, tylko, że zamiast ośmiu, czternaście godzin musieli przełazić po lodowych górach, prześlizgiwać się twardszemi miejscami, przepływać przez szerokie nurty, gdzie było morze odsłonięte i popękana lodowa powłoka, a przed sobą sunąć łódź z pocztą i pakunkami, wyciągać ją z wody na lód, a z lodu spuszczać znów na wodę.
Nie była to dla nich pierwszyzna.
Parę razy w tygodniu przecież musieli się tak przeprawiać w ciągu zimy, gdy innej komunikacyi między wyspą a stałym lądem nie było. Mieli już praktykę w tem i wiedzieli, jak sobie radzić; ale z po-
Strona:Maryan Gawalewicz - Szkice i obrazki.djvu/83
Ta strona została skorygowana.