Strona:Maski - literatura, sztuka i satyra - Zeszyt 15 1918.pdf/6

Ta strona została uwierzytelniona.

KAZIMIERZ PRZERWA-TETMAJER.
WALKA.
POWIEŚĆ
Prawa przedruku i przekładu zastrzeżone.

C
Chwilami cała ucieczka wydawała jej się czemś niepodobnem do uwierzenia. Rzuciła się przed siebie istotnie bez pamięci. Powzięty wewnątrz plan zaczął płonąć jej w głowie, palić się, odurzył ją. Jej wola rozgorzała pośpiechem. Wybrała stronę, o której wiedziała, że jest na daleką przestrzeń pustą. Obawiała się natrafić na mieszkania ludzkie, zwłaszcza z końmi, ale pierwszymi ludźmi byli przewoźnicy promu, którzy nocowali w spokojnej zatoce. Nadjechała po miękkiej murawie cicho z rewolwerem gotowym, ale ci ludzie, zbudzeni nagle, przelękli się tylko, wzięli ją bowiem wraz z końmi za widmo. I teraz, sterując długiemi wiosłami, jeden z tyłu promu, drugi na przedzie, rzucali do siebie od czasu do czasu pomruk, w którym było przypuszczenie, że może fakir wszystkomogący ich omamił. Dopiero gdy konie poczęły jeść siano, a ona chleb z serem i czekoladą, uspokoili się co do tego.
Dokąd płynęła? W głąb rzeki. To była jedyna odpowiedź. Żyła dotąd w głąb życia, które stało, jak nieruchoma woda, jeziora — — nagle puściła się z prądem. Co nastąpi: nie mogła sobie wyobrazić. Wydarła się z obcęgów w zaciętości i porywie.
Niemniej, gdy prom spływał z falami, przejmowały ją dreszcze, dreszcze niepokoju i lęku, które napadały na nią mimo oporu i odporu.