czemu nie z donna? zapewne zasłyszane przy dworze; nie wytłumaczone do cna; braknie ciułać.
Gdyby wolno było żądać wydobycia ludowych wyrażeń z takich pisarzy, jak Mik. Rej, Kasp. Miaskowski, Hieronim Morsztyn, Samuel ze Skrzypny Twardowski i inni (język W. Potockiego jest teraz opracowany), i gdyby ten gwarowy materyał znalazł był miejsce w Słowniku Karłowicza, to słownik ten byłby jeszcze obfitszy i więcej miał wartości jak obecnie. W Banialuce H. Morsztyna jest jedno długie miejsce, któreby powinno być wyzyskane w słowniku gwarowym. Królewicz szuka Banialuki i w swojej biedzie idzie na pewną górę do starca, który króluje nad zwierzętami, dalej na inną do mędrca, który panuje nad ptakami, wreszcie na trzecią, gdzie przebywa władca wiatrów. Ptaki spytane, czy nie widziały Banialuki, odpowiadały każdy swojem językiem: cieciorki krakały. kuligi prześwistują, chrościele strzykały i t. d. To jeden przykład, możnaby znaleść więcej takich przyczynków.
Mógłbym zapewne więcej opuszczeń wytknąć, gdyby słownik był dalej doprowadzony, jak do litery E.[1] Mam w znacznej części zebrane wyrazy ludowe, jakich używali w Kłecku i okolicy za moich lat chłopięcych prości ludzie; już teraz z tych zapisków widzę, że u Karłowicza nie ma niejednego wyrazu. Możnaby także wytknąć niedostatki z nadesłanego do konkursu słownika Vinulusa iz i nnych[2] źródeł zapomnianych, jak n. p Mrówka Poznańska z r. 1821. Zresztą wyrazy gwarowe nie są jeszcze wcale obficie zebrane, bo prac dyalektologicznych jest zaledwie dwadzieścia. Ale trudno wymagać, żeby Karłowicz czekał, aż wszystkie gwary polskie będą opracowane; jeżeli z niemi tak leniwo pójdzie, jak dotąd, to kto wie, kiedy materyał całkowity będzie zebrany.
Jak już na wstępie było powiedziano, słownik Karłowicza ma znaczne zalety, ale jest to praca faktycznie tylko zaczęta i daleko jej do wykończenia. Do nagrody ma więcej prawa wielki słownik Karłowicza, Kryńskiego i Niedźwiedzkiego jako