Strona:Matka cyranka.pdf/17

Ta strona została uwierzytelniona.

bycz. Szedł więc cichutko za śladem i wlazł w zarośla. Właśnie zamierzał rzucić się na kaczęta i w jednej chwili byłby w posiadaniu całej rodziny, lecz stało się coś dziwnego. Już, już był bliziutko kaczuszek, nie dalej jak na odległość kroku, tak że doskonale mógłby policzyć kaczęta, gdyby liczyć umiał, gdy wtym podniósł nos do góry. Coś go zaniepokoiło, widać przeczuł jakieś zbliżające się niebezpieczeństwo i w oka mgnieniu skoczył w bok, zanim go nawet czujna matka-cyranka dojrzeć zdołała.

W chwilę potym wędrowały dalej małe, żółte istotki za swą matką. Ujrzały wreszcie brzeg stawu — dzielił je od niego tylko malutki bezleśny kawałek. Cyranka pobiegła szybko, wołając:
— Chodźcie prędko moje dzieci! kwa, kwa, kwa...
Ale ta bezleśna ziemia była kawałkiem jednej drogi, na której znajdowały