Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/133

Ta strona została przepisana.

„Ha, jakaż w zamek mój weszła dama?
Czyż nie zatrzyma nikt tej kobiety?
Przez drzwi zamknięte — poprzez bagnety,
Nakrzyż złożone — weszła tu sama.

Kto ją przepuścił? Wizja szalona!
Szata jej — całun biały cmentarny,
Na piersi wielki krzyż widać czarny,
Krwawa jej głowa wtył przechylona.

Kto ją przepuścił? Czyż jej się lęka
Serce me? Krew z niej płynie posoką.
Utkwiła we mnie ciemne swe oko —
Na mnie wskazuje biała jej ręka.

Czemu tu wchodzisz w moje komnaty
Bez trwogi żadnej? — Nie wiesz, kto jestem —
Jam śmierć! W grób jednym strące cię gestem.
Ty szydzisz ze mnie! Ha, zgiń za katy!

Znam cię, kto jesteś, wiem — tyś wcielona
Jest dusza Polski — tyś dama biała —
Którą potrójna dłoń mordowała,
A która żyje, choć pogrzebiona.

— Znam cię. Tyś, mimo wrota I warty.
Mych poprzedników w czarne otchłanie
Spędziła! Zjadło trzech obłąkanie;
Teraz ty ku mnie idziesz: — jam czwarty!

Ale w mem sercu lęk nie kołata —
Nieustraszony we mnie się pali
Duch silny. Ramię moje ze stali,
A dusza twarda i lodowata.