Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/139

Ta strona została przepisana.

była żaba, którą miał w dziobie i którą spuścił z powietrza na pokład dla swego dziecka. Żaba zaś była nigdzie nieznanego dotychczas gatunku. Grzbiet miała pokryty łuską, jak Chiton Squamosus.
Mały bocianek żarłocznie pochłonął żabę.
Po czterdziestu godzinach bocianica powróciła raz jeszcze i znowu przyniosła żabę dla pisklęcia: ale było ono już nieżywe. Żeglarze wypchali martwego ptaszka, żabę zaś pomieścili w słoju ze spirytusem: obie te rzeczy złożyli w muzeum nowojorskiem. Naturaliści, którzy te okazy badali, doszli do wniosku, że są to gatunki zupełnie nieznane, niemniej różne od naszych, jak flora australijska w porównaniu z europejską.
Sądząc z obliczenia lotu ptaka, nieznany kontynent leżeć musi pod osiemdziesiątym piątym stopniem szorokości północnej, a otwarte morze, które do tego lądu prowadzi, zaczyna się niewątpliwie o kilka stopni niżej — i klimat musi tam być ciepły.
Ale skąd owe strefy czerpią gorąco, jeżeli żywe srebro już przy siedemdzesięciu dwóch stopniach nabiera twardości żelaza i może być tak samo kute. Trudności, jakie napotykają podróżni, udający się na biegun północny, są niesłychane i coraz bardziej rosną w miarę przybliżania się do celu podróży. Najśmielszym i najszczęśliwszym z tych odkywców, który też zarazem najwięcej zwyciężył przeciwieństw, jest kapitan Kane.
To, co on przeżył, dotarłszy do osiemdziesiątego stopnia, zdaje się fantastyczną bajką. Kraina ta jest snem uśpionej natury. Zima tam trwa ciągle, lato jest