Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/147

Ta strona została przepisana.

płynąca w całej okolicy, rzeki i strumienie, jakby na dowód, że tu ziemia jest najbardziej wklęsła, że tu jest biegun północny.
Brzegi jeziora są strome — i spadek fal rzecznych wytwarza dokoła urozmaicone wysepki.
Ponad tym wieńcem gór na szczycie nieba — szerokiem promienistem kołem świeci nieustająca zorza północna, korona z tysiąca promieni tęczowych upleciona, już to purpurowo-ognistych, już to blado-złotych. Zorza ta — oto właściwa radjacja magnetyzmu ziemskiego, źródło promieniujące, które rozlewa światło, ciepło i życie. W pośrodku tego koła promieni tęczowych znajduje się wiekuisty punkt czarny, wiekuista noc, w której świeci wiecznie gwiazda polarna i siedem gwiazd Niedźwiedzicy. Dokoła zaś tej nocy i tego wieńca promieni — niebo migota wszystkiemi kolorami: masz tu promienie lazurowe, żółte, zielone, różowe, które w smugach toczą się po niebie i swoim blaskiem zalewają ziemię. Jasne gwiazdy świecą poza niemi.
Cała okolica, aż po kres horyzontu, tonie w falach promieni. Światło słoneczne nie jest tu upalne i nie męczy skwarem, ale ogrzewa łagodnie i spokojnie. W zatokach rzek, wpadających do jeziora, które kołem otacza krainę bieguna północnego, rozkwitają bujne i gęste lasy.
Liście mają tu zieleń jaśniejszą, niż to widzimy w starym świecie; łąki zaś mają kolor odpowiedni do liści owoców na drzewach, gdyż od nich się barwią; mamy więc obszary szafirowe albo czerwone, stosownie do tego czy przeważa jałowiec, czy też jarzębina. Gdzie indziej grunt bywa złoto-żółty od jaskrów i kaczeńców, a czasem drzewa są, jak brzozy,