Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/148

Ta strona została przepisana.

białe — i wyglądają tak, jakby je obsiadły roje białych motyli.
Jednakże to nieprzejrzana masa białych kwiatów, nie zaś motyle. Wdali zaś od tej równiny, gdzie się sklepiają pagórki, w jedną całość zlewają się wszystkie kolory: pól złotozielonych, łąk szafirowoczerwonych, przepaści rudomiedzianych — a poprzez ten splot kolorów przepływają potoki, w których odbija się niebo i nad których brzegiem kwitną wstęgi białego kwiecia.
Jak lato nie jest tu skwarne, tak zima nie bywa mroźną: jednocześnie prawie masz kwiaty wiosny i owoce jesieni.
Łąki i pola zaludniają zwierzęta, w drzewach się rozlega świergot ptactwa, w wodach pluskają ryby. Wszędzie drga życie.
Ssaki nie są tu barwy jednostajnie płowej, ptaki nie są jaskrawo pstrokate, jak to bywa w naszych krajach. Czworonogi są barw różnorodnych, śród ptaków przeważa kolor biały, bladoróżowy, niebieski i popielaty. Świadczy to o ich łagodnem usposobieniu i o łatwości ich przyswojenia.
A człowiek?
Miałżeby świat, co tyle istot żywych posiada, wyłonić ze siebie człowieka?
Niezawodnie są tam i ludzie, a jeżeli są, to od nas doskonalsi.
Jaką drogą ludzie dostali się do bieguna? Niechaj mi przedtem kto powie, jaką drogą do swych obecnych siedzib dotarli Aztekowie, Czerwonoskórzy, Hotentoci, Malaje i inni? skąd przybyli? i kto ich tam sprowadził? — wtedy i ja mu powiem, jak mieszkańcy krainy podbiegunowej dostali się do swej ojczyzny.