Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/157

Ta strona została przepisana.

wietrzu — trąb powietrznych; tu mrozy lodowej północy nie sprowadzają z sobą burany, ni z żaru pustyń afrykańskich nie wznosi się samum; ład panuje tu w powietrzu, a wiedza ludzka reguluje wichry. W innych miejscach wysokie wieżyce wznoszą się w niebo: to obserwatorja. Na wielkich placach znajdują się olbrzymie szklane dachy, spoczywające na tysiącach bazaltowych kolumn. Są to bazary, magazyny, istne arcydzieła tytanicznej budowy. Szklane kopuły całego olbrzymiego miasta połyskują czarodziejskiemi barwami, w tęczowych promieniach wiekuistej zorzy borealnej.
A z jakichże materjałów są suknie mieszkańców północnego bieguna?… i te również zastosowane są do klimatu. Tam wszyscy, mężczyźni i kobiety, ubierają się w jedwabie. Każde drzewo ma tu osobny swój gatunek gąsienic, które przędzą inny rodzaj jedwabiu: cienkie, grube, najrozmaitszych kolorów; a jedwab działa uspakajająco na nerwy, podrażnione elektro–magnetyzmem. Jest on tam tak powszechny i w takiej obfitości, że zastępuje wszystko inne, do czego u nas używa się lnu, konopi, owczej wełny i bawełny, papier nawet zastępuje się tu jedwabiem.
A więc tam piszą również i drukują?… O tak! piszą i drukują. Ale nie tak, jak u nas, gdzie rzecz, napisaną przez jednego, dziesięciu innych składa pojedyńczemi literami; oni oddawna już wyszli z tych powijaków, umieją wprost z pisanego oddrukowywać.
A więc muszą mieć i poetów, i dramaturgów, co tworzą sztuki sceniczne, mają przedstawienia teatralne. O, i tych im nie brak! ale tu aktorzy są poetami zarazem; tam śmiesznemby się wydało, co u nas jest powszedniem, że sztukę, napisaną przez jednego, dziesiątki innych, wyuczywszy się takstu napamięć, od-