Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/160

Ta strona została przepisana.

go, bo długo są szczęśliwi. Choroby, epidemje nie czynią wśród nich spustoszenia. Tam ziemia nie może być chora, jak u nas podczas cholery, ani powietrze nie bywa zaraźliwem, jak u nas, gdy tyfus panuje; niema tam zaziębień, bo niema też nagłych zmian powietrza; ludzie umierają tylko z osłabienia, spowodowanego wiekiem. Tym samym przywilejem cieszą się i zwierzęta i ptactwo: nie chorują nigdy, umierają zaś wówczas dopiero, gdy już nadszedł kres ich życia. Rejestr chorób zwiększyli ludzie naszego świata przez własną swą winę i, coraz to dłuższy, przechodzi on na potomków dziedzicznie.
A więc tam niema i lekarzy.
Starość zaś również tam nie jest taką, jak u nas; namiętności, nędza, boleści, choroby, wybryki, nadużycia są tam rzeczą nieznaną: stąd twarze nie bywają tak poorane, włosy tak wyblakłe, jak u nas. Życie gaśnie tam, jak lampa, gdy w niej zabrakło oleju.
Ale gdy ludzie żyją tak długo, gdy ni zarazy, ni wojny nie zmniejszają ich liczby, czyż nie jest ich za wiele w odgraniczonej przestrzeni?
Tu należy nam wziąć pod uwagę, że rodzaj szlachetny nie bywa nigdy zbyt płodny; następnie, że owa część świata stopniowo się rozprzestrzenia.
W miarę, jak chłodnieje skorupa ziemi, wzrasta promieniowanie magnetyzmu, a od tego promieniowania topnieje coraz więcej ów pas lodowców, co biegun otacza.
Ciepłe morze podbiegunowe podmywa jego brzegi, a ciepła ta fala wdziera się coraz to dalej, pozostawiając poza sobą ląd coraz większy, który wnet okrywa się roślinnością i zaludnia.
A ten pas lodowców, wciąż naprzód popychany, zbliża się coraz to więcej do stref znanego świata