Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/163

Ta strona została przepisana.

uczt, naszych ogłupiających napojów, z naszą próżną ambicją, z naszemi sporami o to, co „twoje lub moje“, z naszemi niesłusznemi prawami, z niesumiennością naszych sędziów, z naszą hulaszczą młodością i podagryczną starością, z naszem rolnictwem, co udręcza zwierzęta, i z naszą sprawiedliwością, co udręcza ludzi, z całą masą naszych więzień, szubienic, rozkoszy, nabywanych za pieniądze, pięknościami o fałszywych włosach, z armją naszych księży i doktorów, adwokatów i generałów, z naszymi dziennikarzami i ministrami, z naszymi możnowładcami i niewolnikami? To są nasze doskonałości! Cóż oniby z tem poczęli?
Naco mogliby nas zużytkować?
Jeśli wiedzą coś o nas, to niezawodnie nas żałują i spokojnie patrzą, jak los nasz się spełnia.
Do nich należy przyszłość!
Państwo bieguna północnego coraz szerzej się wzrasta, coraz się bardziej rozprzestrzenia; światło, ciepło bieguna północnego oświeca i ogrzewa coraz to większą przestrzeń; lodowe lasy z północy i południa coraz bardziej odsuwają się od biegunów, ziemia wyziębia się coraz więcej, a przeciętna temperatura lata zbliża się coraz bardziej do punktu zamarzania.
Aż wreszcie dojdzie do tego punktu. Węgiel się wyczerpuje, lasy już wytrzebiono, a żaden sztuczny ogień nie daje nam ciepła.
Ale, w miarę, jak wystygają wewnętrzne jej szychty, wzrasta siła elektro-magnetyczna ziemi, a gdy ją opuści słońce, które i tak zawsze się z ziemią obchodziło po macoszemu, wówczas zaświeci ona własnym blaskiem, złocąc dokoła niebo snopami swych promieni, otaczając ciepłą atmosferą wiecznie szczęśliwe ludy — a wtedy ludzkość zostanie „jedną owczarnią“, której przewodzić będzie „jeden pasterz” — Bóg.