Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/22

Ta strona została przepisana.

nikam pięknych cudzoziemek, wszelkiej sztuki używać zaczęły, aby walczyć z pięknościami kartagińskiemi: Malowały więc włosy swoje szafranem, twarz na noc świeżem pokrywały mięsem, usta czerwoną maścią różowały.
Ale Kartaginkom wszystko to dała natura: dała im ona złociste warkocze, bujne i długie, z których w ostatnich klęskach wojennych swej ojczyzny, wyplatały cięciwy do łuków — łuków, które miały w rozpaczliwych dniach Kartaginy łamać szeregi wrogów i bronić twierdz od naporu oręża rzymskiego.
Jedną z takich piękności była Byssenja.
Ojciec był zadowolony z losu, jaki Bar Noemi córce jego miał stworzyć. Kupcy, zazwyczaj, w czasie ważnych i dobrych interesów zakładają sobie kółko rodzinne. Bar Noemi był to nietylko bogaty, ale też i piękny mężczyzna. Był odważny, rozumny i głowę nosił wysoko, gdyż wiedział, że to nadaje twarzy wyraz imponujący, a uważałby za hańbę spuścić przed kimkolwiek oczy. Zwykł był mawiać:
— Niemasz straszliwszego spojrzenia nad błyskawicę i straszliwszej mowy nad ryk morza, ale ja już i do nich przywykłem.
Znajomi, pierwsi znaczeniem w mieście ludzie, przyjaciele, zeszli się w dzień wesela Byssenji u jej ojca. Ją zaś kartagińskie dziewice powiodły do gaju Astarty, aby tam po raz ostatni w świętym ruczaju się wykąpała i zaprowadziły ją do ołtarza bogini, gdzie miała być narzeczonemu oddana.
Kiedy grono tych dziewic żądać poczęło odeń, aby, według fenickiego zwyczaju, wyrzeźbionym bo-