Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/27

Ta strona została przepisana.

Tyś mi odżywczem źródłem jest w pustyni,
Tyś mą ucieczką wśród orkanów wrzawy
Nie opuszczaj mnie!“

Nie opuszczaj, o Panie, tego, który twą chwałę głosi i który w niebo spogląda, i który woła do Ciebie: — „Bądź ze mną i pomagaj mi!..“
…Wśród cichego, bezwietrznego morza stał opuszczony okręt, pozbawiony żagli i rudla, a zdala na horyzoncie, gdzie niebo z ziemią się całuje, nie widać było ani czarnego punktu, ani białego żagla, któryby ślad jakiejkolwiek ziemi pokazywał.
Wśród tej próżni stał Bar Noemi i jego, na zagładę skazana, załoga.
Bar Noemi jednak wierzył, że nad tą próżnią jest Pan, który niebu i ziemi rozkazuje.
I oto, gdy, złożywszy ręce, modlił się, przyleciał od wschodu ranny w skrzydło gołąbek i usiadł na najwyższym maszcie okrętu.
Nigdy jeszcze nie widziano takiego gołębia: całe jego upierzenie było zielone, z odcieniem perłowym, ogon złoty i gwiaździsty, jak u pawia, a naokoło szyi purpurowy kołnierz.
Bar Noemi podał mu garść ryżu na dłoni; gołąb zbiegł z masztu, siadł żeglarzowi na ręce i zbierał po jednem ziarnku, gruchając nad każdem, jak to zwykle czynią dzikie gołębie. Poczem znów na maszt powrócił i tam do wieczora pozostał.
Załoga, patrząc na to, krzyczała z podziwu, a Bar Noemi mówił:
— Widzicie, oto Jehowa głos mój usłyszał i przysłał mi swego posła, rozkazując mu, aby nam drogę