Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

wskazywał. Gdyż wiem, że On to od nieszczęścia nas uratuje. Weźmy nasze płaszcze i wszystko, co na okręcie jest zbyteczne, odzież kobiecą, suknie, tkane złotem, frygijskie purpurowe płótna i zróbmy z tego żagiel. Niedługo powieje wiatr zachodni, który przybliży nas do brzegu, gdzie odnowimy nasz okręt i powrócimy do Tyru, do którego drogę znam dobrze.
Marynarze, słowa nie mówiąc, przygotowali żagiel, śmiało łatając go ze zniszczonych skarbów, i rozpięli go, jak się dało, wiążąc sznurkami, i oto stanęło słońce, lśniąc swem odbiciem, które w morzu, kołysanem wiatrami, poruszać się zdawało w każdej krezie fal morskich. Okręt był gotowy, złatany żagiel szumiał, a nawa silnie stała wśród fali i szybko pruć poczęła zwierciadło morza.
Załoga na kolanach modliła się:
— Jeden jest Bóg, Bóg Jehowa!
Całą noc wiał przyjazny wiatr. Bar Noemi całą noc patrzył na gwiazdy. Gwiazda strażnicza i gwiazda krwawa nad głową jego tworzyły łuk wspaniały; Punkt Diamentowy i Smocze Oko stały wysoko na niebie; okręt spokojnie płynął ku zachodowi.
Trzy dni i trzy noce sunął okręt po morzu, bez steru z jednym tylko żaglem. Na trzecią noc wyłoniły się z głębin morskiego potworu ciemne góry Atlasu, graniczące z nieznanym światem, oddzielające tajemniczy ocean od morza Śródziemnego niezdobytemi słupami Herkulesa, które dziś zowiemy Gibraltarem.
Znany punkt był przed oczami żeglarzy. Za tym punktem żyli szczęśliwi mieszkańcy Hesperyjskich