Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/32

Ta strona została przepisana.

przeminąć! Dlatego też uważaj, co masz począć. Co noc, kiedy pod pokładem daje się słyszeć płacz i błaganie, wiedz, że się modlą do bałwana. Albo więc twoją arkę przymierza, albo złotego węża rzuć do wody, aby jeden Bóg był z nami.
Bar Noemi wielce zasmucił się temi słowy i uczynił tak, jak m u stary żeglarz mówił. Kiedy nocą usłyszał modły pod pokładem, zeszedł na przód okrętu, znalazł tam żeglarzy, którzy, schyleni ku ziemi, bili się w piersi i ostremi nożami kłuli swe ciało. Pośród nich zaś był wąż złoty, owinięty na słupie, a jego oczy karbunkułowe błyszczały w ciemnościach.
Bar Noemi przystąpił do bałwana i mieczem odciął mu głowę, a później, uderzywszy go kilka razy, rozbił na drobne kawałki.
— Spójrzcie — mówił Bar Noem — czyż nie skłamał wam ten mag, który wam powiedział, że to jest Bóg. Czyż nie skłamał wam ten złotnik, który wam powiedział, że to złoto. Kłamstwem jest to wszystko. Łatwo pojmiecie, że ten, który to zrobił, nie widział Boga, jak nie widział złota.
Niespodzianie ujęci żeglarze nie przemówili ani słowa. Materjalne oszustwo najsilniej ich upewniło o niemocy ich bóstwa. Ucałowali suknię Bar Noemiego, zebrali czerepy bożka i rzucili je w morze.

IV

Kiedy bożek zginął w falach, nagle, jak płaczące dziecko, które wśród łez usnęło, wszystko się uciszyło. Wycie wiatru zamilkło, błyskawice ustały,