Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/67

Ta strona została przepisana.

ani starca, ani młodzieńca, przed którym serce mojeby zadrżało.
Bladość wstydu i gniewu wszystkie twarzy pokryła. Gdzie indziej twarz od gniewu i wstydu płomienieje, tutaj staje się białą.
Prawdę powiedział Bar Noemi: w całem mieście, w mieście rozkoszy, nie było męża, coby potrafił miecz przeciw cudzoziemcowi podnieść, coby ich hańbę pomścił. Stał on bowiem między nimi na wzniesieniu, z twarzą zuchwałą i z podniesionym orężem, jak anioł zemsty, który sądzić przyszedł ludzi, nie zaś walczyć z nimi.
Rycerz w diamentowym szyszaku, z szerokim i długim mieczem miedzianym, o postaci Herkulesa, siedział na ostatnim schodzie i nawet głową nie ruszył.
Kapłani i starcy w zwątpieniu zwrócili się do niego, pobudzając go, aby wstał i skąpał swój miecz w jego krwi, przed oczyma całego ludu: rycerz nie chciał się poruszyć; widziadło rozkoszy jeszcze teraz ciało jego i duszę pogrążało w śnie bezwładnym. Filozofowie rozkoszy znaleźli w misterjach ową potężną truciznę, która męża zniewieścia, która serce osłabia i, na miejscu rycerskiej odwagi, stawia pustą żądzę. Pod jej władzą nawet Herkules przywyka do przędzenia nici u stóp kobiety.
Wreszcie podano mu kielich napoju, który zazwyczaj pili, idący do boju, rycerze. Był to napój, wywołujący febryczne podniecenie nerwów, zrobiony ze krwi dzikich zwierząt i z jadowitych owoców: rodził on w sercu nieugaszone pragnienie krwi. Ogni-