Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/76

Ta strona została przepisana.

— Jeżeli idziesz do raju, dlaczego mnie ze sobą nie bierzesz? Powiedz prawdę, dokąd idziesz?
Bar Noemi i teraz nie skłamał i rzekł żonie:
— Do piekła.
Zaprawdę, piekłem było miasto Trytona.
Żona, rzuciwszy mu się w objęcia, z płaczem go po raz trzeci pytała:
— O, mężu mój! o, Bar Noemi! dlaczego chcesz tam iść?
I po raz trzeci odrzekł jej Bar Noemi, podnosząc rękę ku niebu:
— Z wyroku Boga.
Zaprawdę, był wyrok Boga nad miastem, do którego dążyli.
Z wysokości gór, na których stali, widać było całą równinę i znów stanęła przed ich oczami przerażająca Fata Morgana: ulatujące w powietrze pałace, burzące się miasta, tańczące ogrody, spadające wieże — i szumiące, straszliwe morze, które całą ziemię pochłania.
— Oto znaki Boga! — mówił starzec z westchnieniem i błogosławił pięciu wędrowników, aby mężnie walczyli u Boga o tę część świata i w tej części świata o Boga.
Bar Noemi złożył z pokorą usta na jego ręce i powiedział:
— Kogo błogosławisz, niech będzie błogosławiony; kogo karzesz, niech będzie ukarany.
Pięciu ludzi zeszło z gór śnieżystych.
Starzec zaprowadził Byssenję do swej chaty, pomiędzy córki swoje, które ją, jak siostrę, przyjęły,