Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/89

Ta strona została przepisana.

Tu zatrzymali ich kapłani i wyrzekli do nich:
— Oto powstał Tryton i podniósł wszechpotężną rękę i wnet otworzy usta, z których wyjdzie, głos, od gromu potężniejszy. Wy, obcy ludzie, którzy klątwy rzucacie, padnijcie przed nim w proch albo czekajcie na jego gniew, który przeciw waszemu Bogu się obróci.
W sercu Bar Noemiego zapłonęły ognie nadludzkiego natchnienia. Wokoło niego tłuszcza stutysięczna, przed nim stał bezkształtny olbrzymi potwór. I wyrzekł do nich grzmiącym głosem:
— Nędzni ludzie! Niemasz dla was ani błogosławieństw, ani klęsk! Ani złe, ani dobre was nie poprawi. Najohydniejsze robaki ziemi! Oto dziesiątą klęskę wam zapowiadam, aby zniknął ten, do któregoście się modlili. — Nieforemny potworze! straszliwa istoto! zegnij się przed imieniem Tego, Który cię z prochu złożył i Który cię na nowo w prochobróci. Stań się pastwą panów ziemi — robaków!
Rzekłszy, podniósł swą potężną włócznię i skierował ją ku potworowi.
Ze świstem przeleciała włócznia nad głowami kapłanów i utkwiła po lewej stronie, gdzie pod twardą łuskowatą skórą bije serce bałwana.
Przeraźliwem wyciem wykrzywił twarz swą Tryton, czarną krwią z paszczy zionął i, ogonem bijąc o ziemię, deptał kopytami kamienie pod sobą.
Wobec pierwszego przerażenia ludu Bar Noemi i jego towarzysze cofnęli się, a gdy śród tłumu zrodziła się myśl, aby zabić zabójcę Trytona, Pan wstrząsnął ziemią, między tymi a tamtymi, i wywołał błękitny