Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/93

Ta strona została przepisana.

nia oczekuje; zna sztukę i posiada pismo, niepodobne do innych.
Na tych wyspach żyje, obok cichych i szczęśliwych ludzi, dwoje mieszkańców; psy i żółte wróbelki.
Dziwna, że oba te rodzaje zwierząt na wyspach Archipelagu są nieme. Nie moglibyśmy rozwiązać tej zagadki, gdybyśmy nie wiedzieli o Oceanji. Gdy zaś je stąd unoszą, wnet im głos powraca. Małe ptaszki Kanaryjskie, tak łaskawe, miłe, wesołe śpiewaki — w ojczyźnie swojej są bez głosu.
Dla nas znów potrafią one śpiewać tak pięknie, tak mile, jak niegdyś w wielkiem mieście Trytona i niejedno marzące serce, słuchając ich pieśni, jakieś nieznane, niepojęte odczuwa wrażenia.
Zasadzona przez Bar Noemiego lipa dziś jeszcze stoi na wyspie Ferro, przez którą uczeni prowadzą pierwszy południk. Lipa ta ma sto sześćdziesiąt stóp obwodu, dwa tysiące z górą lat życia liczy, pod jej cieniem cały naród odpoczywa. Jak mówią podróżnicy, z gałęzi tego drzewa sączy się para wodna i, ochłodzona, w kroplach spada na ziemię, tak, że wyspie, pozbawionej wody, codzień jej daje poddostatkiem. Mieszkańcy wyspy uważają tę lipę za święte drzewo.
Między Europą i nowym światem dziś jest pusta bezbrzeżna równina morska. Nic nie świadczy, że była tu kiedyś cała, oddzielna część świata.
Platon ją opisał, Solon opiewał, powieści arabskie o niej mówiły, Kartagińczycy nakazali o niej milczeć, ale prawdę wszyscy wiedzieli.
Dziś żagle po niej płyną. Lecz nieraz, gdy cichy