Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/94

Ta strona została przepisana.

wiatr powiewa, gdy rozsmętniona przyroda marzy o przeszłości, pod wpływem ciepła stają przed oczyma żeglarza dziwne, cudowne widziadła: na błękitnym widnokręgu ukazują się obrazy miast, pałaców z wieżami, połyskującemi na dachach, z palmowemi lasami wokoło. Urocze olbrzymie twory, których nigdzie nie widać na świecie — śmiało unoszą się ponad nieskończoną przestrzenią i grają, skrzą się, weselą, póki zmieniony wiatr ich nie rozproszy i tęskniący żeglarz nie ujrzy znów dokoła siebie nic, jeno nieskończone morze…