Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/12

Ta strona została przepisana.

karz domowy zaopiniował, ze stan zdrowia baronowej pozwala spodziewać się w niedługim czasie radosnego faktu w rodzinie; wskutek tego poradził, aby wyjechała, ze stolicy w wiejskie zacisze.
W dobrach hrabiów Bardych znajdował się wspaniały zamek, wybudowany w stylu barokko, otoczony ślicznym parkiem, mającym bezpośrednią łączność z prastarą knieją, gdzie zamieszkiwały wszelkie, najrzadsze gatunki przytrafiającej się w naszej strefie zwierzyny. Knieję tę przerzynała w fantastyczne skręty pozwijana wstęga wartkiego potoku górskiego. Na wiosnę, gdy woda przybierała, spławiano po niej drzewo budulcowe; przy mniejszym stanie wody nad brzegami jej cienistych zatok Cyganie rozbijali sobie swoje nędzne namioty, dla płukania w zmąconych falach piasku złotonośnego.
Tego lata, w którem opowieść nasza się rozpoczyna, z powodu wielkich upałów, mała ta rzeczka niemal zupełnie wyschła; dla Cyganów wynikła ztąd podwójna korzyść, bo nietylko, że więcej piasku mieli do płukania, ale mogli sobie bezpłatnie budować chatynki, robić stołki i wszelki sprzęt domowy — o ile drzewo ku temu służyć mogło — z okazałych budulców, które po drodze na mieliźnie osiadły, nie zdążywszy przed suszą dopłynąć do miejsca przeznaczenia.
Stan baronowej Anny był już bardzo poważny. Jej mąż, jenerał, odwiedzał ją jak mógł najczęściej, o ile mu tylko służba na to pozwalała. O najtroskliwszej opiece i pomocy pomyślano zawczasu; w stajni dniem i nocą osiodłany czekał rączy wierzchowiec, na wypadek, jeżeliby trzeba było do miasta popędzić po lekarza, a w klatce niecierpliwie trzepotał się gołąb pocztowy, w każdej chwili