Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/121

Ta strona została przepisana.

śnie wielmożnej pani, iż chętnie leżałaby całe życie u jej drobnych nóżek.
Zaledwie ucichł w salonie głos cyganki, gdy bocznemi drzwiami weszła starsza baronowa-wdowa. Była w grubej żałobie, tak, jak sierota, której wymarli wszyscy ukochani. Słodkim głosem zagadnęła Arankę:
— Kochana córko…
Plait-il maman?
— Czy nie zechcesz mnie uwolnić z tego tak ciężkiego dla, mnie obowiązku, abym brała dziś udział w waszym wieczorze?
Impossible. Zechciej mama zrozumieć, że gdy naczelnik okręgu po raz pierwszy dla gości otwiera swoje salony, to matka tegoż naczelnika okręgu, baronowa von Lenke, musi być na tychże salonach widzialną. Prosta przyzwoitość tego wymaga.
Z piersi baronowej Anny wydarło się głębokie westchnienie.
— Bo tak się też właśnie jeszcze złożyło, że dziś są urodziny mojego nieszczęśliwego syna. Nie mogę serca i myśli oderwać od niego; więc nie wiem, czy będę umiała wymódz na sobie, aby wobec ludzi mieć twarz wesołą i uśmiechniętą mile…
— O Zoltanie Bàrdy mam dobrą nowinę do udzielenia mamie. Pośrednictwo moje odniosło pożądany skutek: pozwolono mu już czytać i pisać w więzieniu.
— Tak, to będzie dla niego wielką ulgą w samotności. Dziękuję ci, że chciałaś się wstawić za nim. Ale… to, o co cię tak usilnie prosiłam?…
— Cóż to takiego? Nie pamiętam.
Ale baronowa Anna nie mogła się zdobyć — na wypowiedzenie tego wyrazu.
— Wiesz zapewne… To, o co tak błagałam,