Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/127

Ta strona została przepisana.

zwyczaj, dawny zwyczaj. Zresztą, zawsze ktoś musi być pierwszym.
Przedstawił Arance swoją żonę.
— Moja żona jest niema, zupełnie niema. Pomimo to mówi, o, bezustannie mówi!
Obie panie zatem natychmiast zajęły się rozmową na migi.
Pani Fruzina pointormowała Arankę, że ją dziś wprawdzie ząb silnie bolał, lecz wolała dać go wyrwać, niż opuścić dzisiejszy raut, na który się już oddawna cieszyła, ponieważ ogromnie lubi widzieć muzykę, pomimo, że nie słyszy jej wcale. To jednakże nie przeszkadza jej tańczyć, oh! przepada za tańcem. Wszystko jednakowo lubi, walca, hopsa, galopkę…
Aranka odpowiedziała jej także na migi — (znany jej był już oddawna ten sposób porozumiewania się z głuchoniemymi) — że tu dziś tańców nie będzie, ci mężczyźni to są takie nudne, nieznośne stworzenia, umieją tylko pić i grać w karty, do niczego więcej niezdolni.
Pan Lebegut, spoglądając na panie, rzekł zadowolony do Szymona:
— A co, jak się nasze żoneczki wybornie rozumieją!
— Prawda, nie potrzebują nawet po dwa razy słów powtarzać! — odrzekł Szymon z protekcyonalną, uprzejmością.
Ho, ho, minęły czasy, kiedy Szymon dla przypodobania się panu Lebegutowi sam gotów był dublować swoje wyrazy. Teraz on jest zwierzchnikiem, a Lebegut podwładnym.
Kamerdyner oznajmił przybycie nowych gości.
— Wielmożny pan Marcin Mikulaj, sędzia cyrkułowy, z żoną!
Na salę wtargnęła bardzo przyzwoicie wyglą-