Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/128

Ta strona została przepisana.

dająca para, tylko, że pan miał na sobie frak o cokolwiek przykrótkim stanie, kamizelkę zaś przywdział troszeczkę przydługą. Pani szeleściała jedwabiami koloru szkarłatnego.
Pani Fruzina na migi wytłómaczyła Arance, że ten pan oto, który teraz wchodzi, jest do tego, aby złoczyńców chwytał, wiązał, wybadywał, sądził i do więzienia pakował.
Znów otworzyły się drzwi na oścież i zabrzmiał tytuł nowych gości:
— Kummer, Sorge i Współka, liwerant wojskowy, z żoną!
I weszła szykowna, pikantna osóbka, w towarzystwie młodego, starannie ogolonego, wyperfumowanego, wymuskanego mężczyzny. Kim właściwie jest ten ostatni: Kummer’em, Sorge’m, czy też Współką, trudno się było domyśleć. Wystarczyło, że był na tę chwilę przedstawicielem tego troistego konsorcyum i miał prawo reprezentować je per procura.
Niebawem nowi przybysze oderwali od nich ogólną uwagę.
— Jaśnie wielmożny rejent Kalácsi, i kancelista jego, hrabia Ingoványi!
Ponieważ żaden z nich nie miał żony, a mieszkali wspólnie, więc i przyszli razem, na ten raz jeden drugiemu zastępując żonę.
Pan rejent Kalácsi był sobie jednym z tych ludzi, jakich świat, rzekłbyś, tuzinami na jednę modłę, według jednego szablonu hurtownie stwarza i tu i owdzie, bez liczby, obficie rozsiewa. Takiego pana poznawszy o trzy kwadranse na dziewiątą — o kwadrans na dziesiątą, żeby cię kto zabił, już nie wiesz, jak wygląda. Zato hrabia Ingováni był panem co się zowie: nie brakowało mu w toalecie żadnego szczegółu, podnoszącego męzkie jego wdzięki — oczywiście licząc w to i monokl.