Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/130

Ta strona została przepisana.

kowoż dwie wielkie, rzucające się w oczy zmiany: wspaniała niegdyś broda, dawniej tak pompatycznie piersi mu zdobiąca — zniknęła gdzieś — nie było jej teraz ani śladu, głowa jego zaś, ozdobiona zazwyczaj gęstemi kędziorami, symetrycznością swoją przypominającemi perukę, dziś, kolorem swoim przywodziła na myśl nadmarzniętą, lekko szronem ściętą powierzchnię żółtawo-różowawej dyni. Inaczej mówiąc, nie miał pan Balambér ani na głowie, ani na brodzie ani jednego włoska.
Sam baron Szymon nie mógł się powstrzymać od śmiechu na jego widok.
— I cóżeś z siebie zrobił, miły panie bracie! Przecież, jeżeli uczyniłem ci jaką uwagę, tyczącą się twego zarostu, to miałem na myśli jedynie brodę, którą radziłem ci ogolić, lecz nigdy mi w głowie nie postało żądać od ciebie, ażebyś się cały ogołacał z włosów, jak kula bilardowa!
Ale pan Balamber nigdy nie tracił rezonu.
— Za pozwoleniem, ekscelencyo, to jest mój stały obyczaj. Do pierwszego maja włącznie noszę perukę, potem zdejmuję ją i nie wkładam aż pierwszego października. Ponieważ zaś raczyłeś mnie pan poufnie uprzedzić, żebym ogolił brodę, gdyż nie licowałaby z powagą mojego obecnego stanowiska, jako prezesa komisyi kadastralnej, zatem pora letnia w połączeniu z moją nową godnością wpłynęły na to, że jestem oto zupełnie frej!
— Przynajmniej wąsy mogłeś pan zostawić — odparł kwaśno Szymon. — Pańska karykatura gotowa poddać temat do nowego paszkwilu na mnie!
— Zaraz od jutra z całym zapałem zaczynam hodować wąsy, ekscelencyo!
Szymon usiłował uśmiechać się uprzejmie, lecz trudno mu to było, gdy zęby mimowolnie zgrzy-