Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/150

Ta strona została przepisana.

szy, podał poczciwcowi rękę i serdecznie mu dłoń uścisnął.
Niewielki człowieczek o mało nie podskoczył z radości, dostąpiwszy tak wielkiego zaszczytu. Oburącz objąwszy rękę hrabiego, uniósł się na palcach.
— Mnie, panie hrabio, jeszcze przyjemniej, o wiele jeszcze przyjemniej, że my pana tutaj widzieć możemy… Jeszcze raz powtarzam, iż cieszę się tak, jak już dawno z niczego się nie cieszyłem! O, i moja żona również nie posiada się z radości.
Istotnie, pani Fruzina w tak wielką popadła ekstazę na widok hrabiego, że śmiała się i śmiała bez końca — prawie na głos, pomimo swojej niemoty.
Hrabina Anna tymczasem, milcząc, ze zdumieniem śledziła rozgrywającą się przed jej oczyma scenę, której każdy, najdrobniejszy szczegół odkrywał jej matczynej domyślności coraz nowe, a doniosłego znaczenia tajemnice.
Ten zabobonny niemal przestrach, tak wyraźnie malujący się na twarzy Aranki, podczas gdy Zoltan zapinał na jej ręku łańcuszek, przez siebie wyrzeźbiony, to drżenie jej, oczy nawpół obłąkane… co to znaczyć mogło? Tuż za żoną stojący baron Szymon z wypiętnowanym na grubych rysach swojego oblicza wyrazem wstydu i poczucia własnej winy, ani jednem słowem radości nie witający brata, tylko szarpiący swoje wąsy w bezsilnej wściekłości… Dlaczego?! A i Zoltan także, czemu, widząc innych, brata nie dostrzegał?… Wolał z obcymi się witać, naczelnikowi komitatu wolał dłoń uścisnąć… A jak się z tego szczerze cieszył dobry człowieczyna! I żona jego jak serdecznie dzieliła tę radość; śmiała się, biedactwo, a z jej strony musiało to być szczere, ponieważ, jako pozbawionej słuchu, nikt nie byłby mógł tego naprędce podszepnąć.
W umyśle baronowej Anny zabłysto naraz podejrzenie, które w jednej chwili, kierowane nieu-