błaganą siłą logiki faktów, roztaczających się przed jej wzrokiem, zamieniło się w niezbitą pewność. Nie! To nie naczelnik komitatu był tym, który na zasadzie przejętych listów Zoltana w moc sprawiedliwości wydał; donosicielem musiała tu być sama Aranka!
Usta baronowej wdowy otworzyły się drżące, spieczone ze wzruszenia, na razie nie zdolne głosu wydać z piersi; mimowolnym ruchem rękę wysoko uniosła, wskazując na Arankę i zdawało się, że w powietrzu już drgają wyrazy, jakie rzucić miała:
— Więc to ty byłaś zdrajczynią!…
Kto patrzył na nią, cofał się, zdrętwiały, czując, iż rzuci się jak lwica, na tamtą, wystrojoną piękność, że z nadludzką siłą rozszarpie ją na ćwierci i za włosy wlokąc, wyrzuci za próg swojego domu.
Lecz spostrzegł to i Zoltan. Pospieszył zapobiedz skandalicznej katastrofie.
Właśnie częstowała go Manga jakiemiś słodkiemi, do niegodziwości grubo ulukrowanemi ciastkami.
— Ah, poczciwa Mango, przysmaki te w żaden sposób nie są odpowiednie dla purytańskiego żołądka aresztanta. Nie macie tu czasem gdzie pod ręką dobrej wypieczonej bułeczki z tureckiej kukurydzy?
— Nie, ale kucharz przygotował dla służby wyborny gulasz.
— Ot, to aż miło, tego mi przynieście i trochę polewki kukurydzanej z twarogiem.
Tu zwrócił się do matki:
— Najmilsza moja, ukochana matusiu! Tyś mi niegdyś potrafiła tak wyśmienicie przyrządzać ten ulubiony mój nad wszystkie łakocie specyał: polewkę z kukurydzy z chrupiącemi grzankami i z dobrze zsiadłym twarogiem. Już nic nie brakowałoby mi
Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/151
Ta strona została przepisana.