Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/152

Ta strona została przepisana.

do szczęścia w tym dniu powrotu mojego do domu, gdybyś mnie tem zechciała uraczyć!
Serdecznie, wesoło rzucone te wyrazy, zniweczyły odrazu gniew i zgrozę w sercu baronowej. Dobroć, bezgraniczna łagodność, jakiej była uosobieniem, wzięła górę nad przykremi uczuciami, które tak gwałtownie targnęły jej duszą. Tragiczna bohaterka, gdy jej wspomniano obowiązki pani domu, zapomniała odrazu o swojej roli, tak nieodpowiedniej dla jej charakteru. Syn, napomknąwszy o przysmaku, jakim go karmiła jeszcze w dziecinnych latach, odegnał z jej myśli wszelkie czarne podejrzenia, oburzenie, wściekłość szaloną. Piękna jej twarz odzyskała wyraz pogody i szczęścia.
— Dobrze, dobrze, i owszem, mój synku najdroższy! Przecież naprawdę, to ja tu jestem panią domu! Wszystko będziesz miał, na co ci tylko ochota przyjdzie! Idę, biegnę, pospieszę się, zobaczysz! Teraz ja tu uczęstuję gości!
Jaki tryumf szczery i wielki zawierały te słowa!
Teraz dopiero się dowie to zbiorowisko gości, z których część większa nigdy za dawnych czasów do tego salonu nie miała wstępu, jaka jest różnica między panią od parady a panią domu z powołania i prawa! Tamta daje limonadę i sucharki, ta zastawi sutą, węgierską kolacyę!
Miłość macierzyńska składa się nie z samych tylko frazesów. Dawnych naszych matek słabostką było wynajdywać, odgadywać ulubione potrawy swoich dzieci i przyrządzać je iście koncertowo.
Baronowa Anna przed odejściem do gospodarstwa raz jeszcze uścisnęła Zoltána.
— Przecież to dziś twoje urodziny!
I wybiegła, żeby się wypłakać dowoli.
Zoltán urządził sobie teraz kompletne cercle, jak jaki potentat, czy książę udzielny; po kolei każdego z gości zaszczycał kilku słowami, każdemu