tajemnica przedostaje się do wiadomości ogólnej tak łatwo, jak łatwo przemaka skóra jelenia od rzęsistej ulewy.
Wiedziano o tem, że Aranka była niegdyś narzeczoną, Zoltana; później faworytą wszechmocnego wielkorządcy Kronlandu, i że dopiero następnie, od niedawna, została żoną przyrodniego brata swojego pierwszego narzeczonego. Kto chciał, ten i tego domyślał się również, kto był głównym motorem procesu, wytoczonego przez rząd Zoltanowi… Niejednemu przeto nie mogło się tutaj nie wydać uciesznem, że oto teraz, po swojem uwolnieniu przechadza się we własnym salonie ten, który padł ofiarą zdrady, ręka w rękę z tą, która go wydała, notabene, swoim dawnym ideałem…
A z każdego słowa, jakie do niej wyrzecze, sączy się w jej nerwy jad, tak umiejętnie osłonięty w pełne galanteryi dodatki, że tylko ona jedna odczuwa go i rozumie.
— Bo przecież musiałaś wiedzieć, że dzisiaj przybędę tu? Czyż być może, jak to? powiadasz, że nic me wiedziałaś? Mogłaś była posłyszeć coś o tem z najpierwszego źródła. Zaraz jutro rano za najmilszy obowiązek będę sobie poczytywał być u jaśnie oświeconego pana i złożyć mu najczulsze podziękowanie za łaskawie podjęte pośrednictwo w mojej sprawie. Wszak zastanę go w doma?
Aranka byłaby chętnie uderzeniem sztyletu odpowiedziała na te pytania, podkreślane z pełnym ironii dwuznacznym naciskiem.
— Nie umiem pana objaśnić w tej kwestyi; zechciej pytania te zwrócić do mojego męża, on pewno będzie wiedział.
Zoltan jednakże, zamiast iść za jej radą, znów innego koziołka wywinął: udał, że w słowach Aranki przedewszystkiem to go zafrasowało, iż ona go „panem” nazywa.
Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/157
Ta strona została przepisana.