Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/19

Ta strona została przepisana.

siwo i świeć nam starannie, bo gdybym ja się obecnie przewrócił, upadlibyśmy we troje!
I tak, śpiesznie, o ile było możebnem, stąpali dalej: naprzód szło dziecko, świecąc iskrami, za niem hajduk z zemdloną baronową na ręku.
Minęli „skamieniałego mnicha”, słychać już było szmer potoku, żwir pod nogami stawał się coraz bardziej miałki.
I niebo się też wypogodziło, burza przeszła stroną. Księżyc pełnem światłem oblewał okolicę. Hajduk wiedział, że tu gdzieś, w pobliżu, znajduje się lepianka jednego z przepłukiwaczy złota, Cygana; tam skierował kroki.