Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/21

Ta strona została przepisana.

rocznej dzierżawy, a i ta skromna kwota wracała mu się z nakładem w postaci różnych podarunków i udogodnień, jakich doznawał.
Wybudował sobie lepiankę o kilkanaście kroków od wody: właściwie jednak była ona przez pół darem losu, przez drugą połowę zaś — darem walki przyrody. Wzniesiona z prostych palów budulcowego drzewa, które, pławione górskim potokiem, z powodu suszy — po drodze osiadło w pobliżu tych stron na mieliźnie, strzechę miała skleconą z pęków trzciny wodnej, powiązanych ze sobą, zaś miejsce pobielenia lub tynku z niemałem powodzeniem zastępowały obwite zwoje powojów i sederyndy, pnących się dokoła lepianki i zdobiących jej ściany mnóstwem barwnego kwiecia. Jedynym śladem, że nietylko natura, ale przecież i ludzie także myślą tutaj o tem, ażeby mieć z ziemi jakiś pożytek, była niewielka plantacya dyń, których żółte kwiaty jaśniały teraz w świetle księżyca, jak słabo rozżarzone pochodnie, odrzynając się wyraźnie od otaczającej je, niemal czarnej zieleni liści. Drogocenna to roślina dla cyganów! Te ogromne, nakształt turbanów wydęte owoce, spuszczające z wysoka zarumienione głowy, stanowią prawie jedyną żywność cygańskiej rodziny przez trwanie całej zimy.
Cygan ma i żonę.
Więc musi mieć i dziecko. Oboje młodzi…
Hajduk Jan był z nimi w bardzo dobrych stosunkach: przynosił im nieraz niejedno z zamku. Baronowa bardzo im sprzyjała.
Poczciwy ten cygan nazywał się „Tatarka”.
Osobliwe imię, nieprawdaż? Ha, cóż robić, trudno. Ryżem nazywać się nie mógł, gdyż jest to przysmak tylko na wielko-pańskie stoły, dla biedaków dobra i tatarka. Niechby tylko jej pod-